WARTO PRZECZYTAĆ!

Wizyta na testach Formuły 1 na Circuit de Barcelona-Catalunya

piątek, 4 września 2020

Grand Prix Włoch F1 2019 - Monza, 08.09.2019


Świątynia szybkości, świątynia Ferrari, świątynia Formuły 1. Tor Monza. Jeden z najstarszych wyścigowych obiektów na świecie: ryk silników po raz pierwszy rozległ się w 1922 roku a Formuła 1 gości tu od samego początku, czyli od 1950 roku. Położony na terenie wielkiego parku (dwukrotnie większego, niż słynny nowojorski Central Park) tor jest otoczony zielenią. Próżno szukać tu nowoczesnej infrastruktury a każde większe opady deszczu zamieniają wszelkie ścieżki w błotniste pułapki, ale niezmiennie, co roku, przybywają tu tłumy kibiców (w tym roku aż 200 tysięcy, co jest absolutnym rekordem w historii toru) – zarówno tifosi, którzy całe serce, gardła oraz płuca zostawiają na trybunach, dopingując ukochane Ferrari, jak i wszyscy inny fani Formuły 1 i motorsportu. 

Na długich prostych bolidy F1 osiągają ponad 350 km/h, jednak nie brak tu także kultowych zakrętów, z Parabolicą na czele. Wygrywali tu wielcy tego sportu - Alberto Ascari (jego nazwiskiem nazwano zresztą jeden z zakrętów), Juan Manuel Fangio, Stirling Moss, Graham Hill, Jim Clark, Jackie Stewart, Emerson Fittipaldi, Niki Lauda, Alain Prost czy Ayrton Senna. Michael Schumacher i Lewis Hamilton na Monzy sięgnęli po laur zwycięstwa aż pięciokrotnie. Wielcy kierowcy, wielka prędkość, wielkie emocje…

Grand Prix Włoch na torze Monza to wyjątkowe wydarzenie, które po prostu trzeba zobaczyć na własne oczy i przeżyć. Ja miałem przyjemność być tam podczas potrójnego święta – w niedzielę, 8 września 2019, Ferrari celebrowało 90-lecie istnienia, tor Monza 90-ty wyścig z cyklu Grand Prix a Jody Scheckter 40-tą rocznicę zdobycia mistrzowskiego tytułu na Monzy dla Ferrari (1979). Idealną wisienką na torcie byłoby zwycięstwo Scuderii przed swoimi kibicami… Ale zacznijmy od początku.

Stara mapka przedstawiająca tor Monza w latach 20. ubiegłego wieku

Park Monza i położony w nim tor widziane z lotu ptaka

Zanim dotrzemy na tor, warto zwiedzić Mediolan. To zresztą baza wypadowa zdecydowanej większości kibiców – tor Monza położony jest niecałe 20 km od centrum a na miejsce dojedziemy bez problemu pociągiem lub autobusem (w iście kibicowskiej atmosferze – a jakże!). Choć Mediolan nie urzeka spokojem włoskich uliczek i knajpek, jak inne mniej lub bardziej znane włoskie miasta (tym bardziej w czasie wyścigu – w końcu zjeżdżają tu kibice z całego świata), to słynna katedra Duomo i umiejscowiona tuż obok luksusowa galeria Vittorio Emanuele II to obowiązkowe punkty do zobaczenia i mogą wprawić w zachwyt. 

Katedra Duomo

Galeria Vittorio Emanuele II 

Także kibice Ferrari znajdą tu coś dla siebie – największy bodaj w całej Italii, dwupoziomowy sklep Ferrari! Zresztą kult Ferrari (o którym szerzej pisałem tutaj) jest odczuwalny na niemal każdym kroku. Na słynącej z butików najsłynniejszych projektantów mody ulicy Via Monte Napoleone można spotkać niejedno zaparkowane Ferrari, w pobliżu ciężarówka Alfa Romeo i prezentacja najnowszego modelu auta tej marki, zaś w cukierni – tort dla fanów Ferrari (tym bardziej, że akurat firma świętowała 90-lecie).

Jedno z kilku Ferrari na Via Monte Napoleone

Ciężarówka promująca samochód Alfa Romeo

Tort Ferrari z okazji 90-lecia

...i jeszcze więcej tortów Ferrari :)

Niedzielny poranek, w dniu wyścigu, wprawił w zakłopotanie – przede mną spacer po parku i torze Monza, a tymczasem…całą noc nad Mediolanem krążyły burze. Rano wciąż lał rzęsisty deszcz, wyprawa zapowiadała się więc dość ekstremalnie. Na szczęście przed południem wyszło słońce i pogoda znacznie się poprawiła. Można było spokojnie ruszać na spotkanie z Monzą, Ferrari i Formułą 1.

Na tor najłatwiej – a na pewno najszybciej, bo bez korków – dotrzeć pociągiem. Wysiadamy na stacji Monza i stamtąd czeka nas albo dłuższy spacer przez Parco Di Monza, albo o połowę krótszy, jeśli podjedziemy autobusem, bezpłatnie dowożącym kibiców pod konkretne bramy toru. Wysiadłem w pobliżu słynnego zakrętu Parabolica – ale określenie w pobliżu należałoby wziąć w cudzysłów, bo po opuszczeniu autobusu dojście do bramy zajęło mi ok. 25 minut, z krótkimi przystankami przy stoiskach z gadżetami. Tych oczywiście nie brakowało, podobnie jak punktów gastronomicznych. Wszystkie cieszyły się powodzeniem nadciągających tłumów tifosi oraz wielbicieli innych zespołów, którzy jednak wizualnie pozostawali w mniejszości.

Stacja kolejowa Monza i pociągi, którymi przyjechali kibice

Park Monza, kibice w drodze na tor

Jeden z wielu sklepików Ferrari

Sklepik z gadżetami dla kibiców wszystkich zespołów F1

Im bliżej toru, tym większe tłumy. Kiedy docieram do rozwidlenia kierującego do zakrętu Parabolica lub bramy przed głównymi trybunami, muszę chwilę odstać. Na specyficznym skrzyżowaniu z lepszym lub gorszym skutkiem porządkowi kierują ruchem. To moment, żeby rozejrzeć się wśród kibiców i usłyszeć niemal wszystkie języki świata. Po chwili wreszcie docieram do wejścia, ale muszę jeszcze przedostać się przez polowy punkt kontrolny – wyjmujemy na stoliczek wszystko, co przy sobie mamy i według oceny ochrony albo możemy iść dalej, albo musimy zostawić coś niepożądanego (np. butelki z napojami – wzorem innych imprez masowych, można pić tylko napoje zakupione na obiekcie). Szczęśliwców przekraczających progi bramy toru witają niemałe proporczyki z wizerunkami prawie wszystkich kierowców. Prawie – bo o dziwo zespół Williams nie zdecydował się na ten krok i zdjęć Roberta Kubicy czy Georga Russella próżno było szukać. 

Kolejka na rozwidleniu drogi do poszczególnych sektorów toru

Tablica przy wejściu na tor Monza

Kibiców witają wizerunki kierowców


Po kolejnej krótkiej przebieżce parkową drogą docieramy wreszcie na tor, gdzie tuż za trybunami głównymi na fanów królowej motorsportu czeka Fan Zone. To miasteczko pełne atrakcji dla kibiców - sklepiki prawie wszystkich zespołów (tak…oprócz Williamsa!) konkursy – np. na najszybszą zmianę koła, wyścigi w symulatorze F1, kopia tegorocznego bolidu Ferrari oraz scena z muzyką miksowaną na żywo przez światowej sławy DJ’ów. 

Wejście do Strefy Fanów

Jeden z wielu sklepików z ubraniami i gadżetami

Kopia aktualnego bolidu Ferrari

DJ Yves De Lacroix rozgrzewa kibiców przed wyścigowymi emocjami

Zanim udałem się na trybunę główną, zajrzałem z szybką wizytą w miejsce, z którego można zobaczyć stary fragment toru – owalny, o bardzo dużym kącie nachylenia. Nie do wiary, że kiedyś po tej niemal pionowej ścianie pędziły bolidy! Robi wrażenie. Zajrzałem jeszcze na tyły budynków przy prostej startowej oraz pomieszczeń gościnnych zespołów. Szczęśliwie udało mi się zajrzeć do elitarnego Paddock Clubu – chwilę później ochrona nie dopuszczała nikogo nawet kilka metrów bliżej. Tu już – w przeciwieństwie do piknikowo-rodzinnej atmosfery panującej wokół toru – czuć powiew luksusu i przypominamy sobie, że Formuła 1 to świat, gdzie o pieniądzach rozmawia się w milionach. 

Fragment starej, owalnej części toru

Widok na trybunę główną, prostą startową i podium

Budynki przy prostej startowej i pomieszczenia gościnne zespołów

Wejście do Paddock Clubu

Wejście na trybunę główną – okupowaną przez Scuderia Ferrari Club podnosi mi ciśnienie – ale w pozytywnym znaczeniu! Świadomość, że zaraz znajdę się wśród tysięcy tifosi (do których sam się zaliczam), naprzeciw pitlane, podium a przede wszystkim prostej startowej, po której zaraz pomkną bolidy, to niesamowita frajda. Zajmuję swoje miejsce a napięcie rośnie. 

Trybuna główna należąca do klubu zespołu Ferrari

Kierowcy i kibice czekają na okrążenie formujące oraz start wyścigu

Prosta startowa, garaże zespołów i podium

Popularny duet DJ’ski Dimitri Vegas i Like Mike zza rozstawionej na podium konsoli rozgrzewa kibiców do koloru czerwieni obecnej na koszulkach większości zgromadzonych. Co jakiś czas tłum wiwatuje – a to pospiesznie przebiega do garażu Max Verstappen, a to Lewis Hamilton urządza sobie przejażdżkę hulajnogą po alei serwisowej, słuchając ulubionej muzyki tuż przed wskoczeniem do bolidu. Po chwili następuje rozwinięcie gigantycznej flagi Ferrari, odśpiewanie hymnu Italii i przelot myśliwców, dzięki którym niebo na chwilę przybiera barwy włoskiej flagi. Kierowcy ustawiają się na starcie, serce bije szybciej na widok przejeżdżającego Roberta Kubicy i wreszcie emocje sięgają zenitu. Gasną światła zwiastujące start, bolidy z rykiem silników ruszają, widowisko się rozpoczyna!

Niebo przybiera włoskie barwy - to znak, że święto na Monzy się rozpoczyna!

Tuż przed startem. Za mną sobowtór szefa Ferrari przedstawia swój scenariusz wyścigu.

Kibicowałem oczywiście zarówno Ferrari, jak i Robertowi Kubicy.

Robert Kubica

W treningach i kwalifikacjach przed wyścigiem zespół Ferrari zaprezentował świetne tempo. Charles Leclerc zdobył pole position, partnerujący mu Sebastian Vettel ustapił miejsca kierowcom Mercedesa i był czwarty. Robert Kubica nie miał szans na taki wynik – bolid zespołu Williams umożliwiał w najlepszym wypadku walkę na końcu stawki. Z jednej strony czułem radość widząc Polaka na torze, z drugiej – smutno było patrzeć, jak bolidy Williamsa przejeżdżały kilka sekund po reszcie stawki, z ogromną stratą do czołówki. A w czołówce – działo się! Po starcie jadący w barwach Ferrari Leclerc utrzymał prowadzenie, ale Vettel zaserwował kibicom Scuderii trochę nerwów – najpierw stracił  jedną pozycję, zaś pięć okrążeń później wypadł z toru i musiał zameldować się u swoich mechaników. 

Charles Leclerc utrzymuje prowadzenie w wyścigu...

...a Sebastian Vettel traci pozycje i odwiedza swoich mechaników.

To nie był koniec „atrakcji” – Niemiec trafił z powrotem na tor, ale i prosto w bolid Lance’a Strolla z Racing Point. Efekt? Utrata przedniego skrzydła bolidu i kolejnych pozycji z powodu ponownej wizyty w alei serwisowej. Straty też musiał nadrabiać Max Verstapen (Red Bull Racing). Holender po sobotniej awarii silnika startował z ostatniej pozycji a kilka chwil później mechanicy musieli zmienić skrzydło w jego bolidzie. Na 27. okrążeniu jazdę zakończył Hiszpan Carlos Sainz – w jego McLarenie nie dokręcono koła…

Max Verstappen

Carlos Sainz

Valtteri Bottas i Lewis Hamiton z topowego Mercedesa deptali po piętach Charlesa Leclerca, jednak wschodząca gwiazda Ferrari nic sobie z tego nie robiła pewnie zmierzając po chwile chwały. Za nimi do mety pędzili kierowcy Renault - Australijczyk Daniel Ricciardo i Niemiec Nico Hulkenberg, dalej kolejno Alex Albon (Red Bull), Sergio Perez (Racing Point), Max Verstappen (Red Bull), Antonio Giovinazzi (Alfa Romeo), pierwszą dziesiątkę zamykał zaś Lando Norris z McLarena.

Lewis Hamilton

Daniel Ricciardo

Sergio Perez

Antonio Giovinazzi

Tuż za punktowaną dziesiątką zmagania zakończył Pierre Gasly (Toro Rosso), Sebastian Vettel po swoich przygodach był dopiero 13., zaś stawkę zamknęli Romain Grosjean (Haas) i Robert Kubica (Williams). Oczy wszystkich kibiców zwrócone były jednak ku zwycięzcy motorsportowego święta w Italii.

Pierre Gasly

Sebastian Vettel

Romain Grosjean

Robert Kubica

Charles Leclerc podczas całego weekendu był nie do zatrzymania, ale finisz Vettela na 13. miejscu nie wprawiał w zachwyt zarówno kibiców, jak i samego zainteresowanego. Na Monzy właśnie pisał się nowy rozdział historii zarówno tego toru, jak i zespołu Ferrari i obu jego kierowców. Drugie zwycięstwo Leclerca z rzędu i kolejny dość chaotyczny i mizerny występ jego zespołowego partnera był jasnym sygnałem – to urodzony w Monako 21-latek stawał się właśnie numerem jeden w Ferrari. I to w jakim miejscu! W świątyni Ferrari, na oczach tysięcy uradowanych, szalejących ze szczęścia tifosi, którzy zajęli każdy możliwy centymetr powierzchni toru pod podium. Radość była tym większa, że musieli czekać na wygraną Scuderii na swojej ziemi długie dziewięć lat – od triumfu Fernando Alonso w 2010 roku. Piękny widok i wspaniałe emocje.

Kibice biegną pod podium

Kwintesencja Grand Prix na Monzy (tym bardziej, jeśli zwycięża Ferrari) - coś pięknego!

Charles Leclerc z dumą i wzruszeniem unosi puchar a tifosi unoszą się nad ziemią :)


Po zakończeniu ceremonii dekoracji na Monzy rozpoczęła się wielka feta. Na podium pojawił się ponownie DJ-ski duet Dimitri Vegas i Like Mike a pozytywnej energii wystarczyłoby na obdzielenie kilku karnawałów w Rio. Zanim wraz z tłumem ruszyłem w drogę powrotną, zajrzałem jeszcze ponownie do Fan Zone – jak się okazało bardzo dobrze, bo właśnie autorzy książki i komiksu o historii wyścigów na torze Monza podpisywali swoje dzieła. Udało mi się zamienić kilka słów a także zdobyć rzecz przemiłą i absolutnie bezcenną – ręcznie, na moich oczach, narysowany/namalowany obrazek przedstawiający symboliczną chwilę – zwycięzcę wyścigu, Charlesa Leclerca, i Sebastiana Vettela. Zmiana warty w Ferrari. Późniejsze wyścigi tylko to potwierdziły a ja – oprócz zdjęć i filmów – mam kolejną świetną pamiątkę z tego wspaniałego dnia na torze Monza. 

Niezapomniane emocje i dużo pozytywnej energii

Rysownik i scenarzysta Mirko Perniola, współautor komiksu o historii toru Monza

Z autorami publikacji o historii toru Monza

Komiks o zwycięzcach wyścigów na Monzy, książka o historii toru i program wyścigu

Piękny rysunek autorstwa Fabrizia Quartieri i Angeli Allegretti oraz autografy w komiksie

Dłuuugi spacer powrotny...

Następnego dnia po wyścigu czekała jeszcze jedna niespodzianka – w mediolańskiej galerii Vittorio Emanuele II pojawił się bolid Ferrari! W przeciwieństwie tego w Fan Zone na torze Monza był prawdziwy, dlatego też pilnie strzeżony. Za bramkę można było wejść tylko bez jakichkolwiek rzeczy a zdjęcie robiła obsługa. Fajnie było zobaczyć legendę z bliska! Bardzo miły finał włoskiej wyprawy pod znakiem Formuły 1. Na zakończenie mogę tylko powtórzyć słowa, które napisałem na początku tego materiału – to trzeba zobaczyć, to trzeba przeżyć. Czas spędzony na Monzy i w Mediolanie to czas niezapomniany, pełen pozytywnych emocji, na zawsze w sercu – tak, jak Ferrari w sercach tifosi.

Bolid Ferrari w galerii Vittorio Emanuele II w Mediolanie


Zapraszam gorąco do obejrzenia materiału video z zarejestrowanymi przeze mnie 
najfajniejszymi momentami niezapomnianej wyścigowej niedzieli na torze Monza :)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz